[311] Recenzja: Miasteczko Rotherweird – Andrew Caldecott

„Książki odzwierciedlają zainteresowania; te z kolei budują osobowość, a osobowość wytycza kierunki działania.”, czyli oryginalny pomysł, ale kiepskie wykonanie.

Miasteczko Rotherweird przyciąga do siebie swoją fantastyczną okładką. Opis był równie intrygujący, co okładka dlatego postanowiłam po nią sięgnąć.

Rok 1558: Dwanaścioro dzieci o talentach niewiarygodnych jak na ich wiek zostaje wygnanych przez angielską królową do miasta Rotherweird. Niektórzy uważają je za wyjątkowe, inni za pomiot szatana. Jednak wszyscy zgodnie uznają, że trzeba je traktować z respektem i… obawą.

Czterysta pięćdziesiąt lat później miasto nadal żyje, odizolowane od reszty Anglii od czasów Elżbiety I, wciąż rządzone historycznym prawem, niezależne, ale zobowiązane do przestrzegania jednego dziwnego warunku: absolutnie nikomu nie wolno badać miasta i jego przeszłości.


Chyba liczyłam na coś innego, dlatego po przeczytaniu tej książki byłam rozczarowana. Powieść jest dosyć długa (ponad 600 stron) i momentami niezwykle się ciągnie, męcząc tym samym czytelnika. Spokojnie można byłoby ją skrócić i wtedy może historia byłaby bardziej dynamiczna. Wzmianka, że jest to Harry Potter dla dorosłych, ma niewielkie odwzorowanie w rzeczywistości i nie jest w żadnym stopniu powiązania z serią J. K. Rowling. Miało to na celu przyciągnięcie fanów HP i ja jako fanka serii stwierdzam, że użycie tych słów jest błędne i nie powinny one promować tej książki.


Autor miał ciekawy pomysł na fabułę (naprawdę obiecujący!), ale z wykonaniem jest już gorzej. Wstęp jest niezwykle długi i sporo potrzeba czasu, aby akcja się rozwinęła (gdzieś tak od 300 strony). Mnogość bohaterów może przyprawić o ból głowy. Żadna z postaci Andrew Caldecotta nie zbudziła u mnie sympatii i właściwie większość jest nijaka i raczej szybko się o nich zapomina. Czasami miałam problem, aby przypomnieć sobie, kim jest postać, a dziwne imiona wcale tego nie ułatwiały.


Owszem książka ma ciekawy klimat – mroczny i chwilami groteskowy, ale momentami jest dosyć dziwna. Wspomniane dzieci w opisie występują właściwie epizodycznie i nic o nich nie wiemy. Może w kolejnych książkach ten wątek zostanie rozbudowany. Autor nie szczędzi dokładnych opisów (domów, ulic, przyrody, bohaterów), które jednak spowalniają akcję. Nie jestem fanką obszernych opisów, dlatego po przeczytaniu tej książki byłam po prostu zmęczona tą historią.


Miasteczko Rotherweird to magiczna historia, która miała potencjał, ale niestety nie został on wykorzystany. Myślę jednak, że znajdzie ona grono fanów. Przed autorem jeszcze wiele pracy, bo jak na razie nie za bardzo zachęca po sięgnięcie po jego kolejne książki. Mam nadzieję, że kontynuacja będzie dużo lepsza.



Ilość stron: 616 (wersja PDF)
Wydawnictwo: Zysk i S-ka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Mrs Black | WS X X X