[484] Recenzja: Arsene Lupin. Dżentelmen włamywacz – Maurice Leblanc



 „Jaka szkoda, mimo wszystko, że nie jestem uczciwym człowiekiem...", czyli dżentelmen włamywacz.


W ostatnim czasie jest głośno o jednym z seriali Netflixa. Mowa tutaj oczywiście o Lupin, francuskim serialu, który podbił listy najczęściej oglądanych produkcji w ponad 50 krajach na tym serwisie. Dzisiaj na platformę wchodzi jego kolejna część, a ja mam dla was recenzję książki, na podstawie której powstał wspominany serial.



Książka stanowiąca kamień węgielny całej sagi, w której po raz pierwszy śledzimy spryt, szarmancki urok i pewność siebie oraz złodziejski geniusz tego mistrza przebieranek i forteli. Pierwsze dziewięć przypadków Arsène’a Lupina zapoznaje nas z całym arsenałem umiejętności włamywacza z klasą, a także dowiadujemy się co nieco o jego przeszłości i motywach, jakie pchnęły go w młodości na drogę złodziejskiej kariery – wszystko zaczęło się od naszyjnika królowej. Ale najpierw załoga transatlantyku płynącego do Ameryki dostaje telegraficzną wiadomość, że na pokładzie znajduje się słynny włamywacz Arsène Lupin. O dziwo, zostaje on natychmiast rozpoznany i aresztowany, po czym trafia do więzienia, oczekując na proces. Ku zaskoczeniu władz, przestępca nie tylko informuje, że niestety nie będzie na nim obecny, ale dodatkowo powiadamia pewnego niezbyt uczciwie wzbogaconego na giełdzie barona, nazywanego Szatanem, że zamierza skraść kilka eksponatów z jego cennego zbioru antyków i dzieł sztuki…


Miałam przyjemność zapoznać się z dwoma tłumaczeniami tej samej książki (przez przypadek). Pierwsza wersja to ta wydana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka przetłumaczona przez Elżbietę Derlekowską, a druga została wydana przez Wydawnictwo Repilika i przetłumaczona przez Stanisława Korszczyńskiego. Wersja od Wydawnicwa Replika zawiera także w środku kilka zdjęć z serialu. Myślałam, że może pojawią się w tej także ciekawostki z planu, ale niestety musimy zadowolić się tylko kilkoma fotografiami. Wersja od Zysk i S-ka kusi swoją okładką, która od razu przykuwa uwagę. Muszę przyznać, że to właśnie to tłumaczenie przypadło mi bardziej do gustu i dużo lepiej mi się czytało. Jest tak jakby bardziej naturalne w porównaniu do tłumaczenia Stanisława Korszczyńskiego.



Wracając, do samej historii. Myślę, że gdyby nie serial Netflixa to zapewne nie usłyszałam bym o książce Maurice Leblanca. Arsene Lupin to takie połączenie Sherlocka Holmesa (nawet mamy go wspomnianego, gdyż genialny detektyw Arthura Conana Doyle'a zostaje zatrudniony do schwytania Lupina), Robin Hooda (okrada bogatych) oraz Herkulesa Poirota. Taka mieszanka wybuchowa prezentuje się tutaj znakomicie i na pewno nie będzie się nudzić podczas czytania tej książki.



Książka składa się opowiadań, co mnie trochę zaskoczyło, ponieważ spodziewałam się będzie to jedna konkretna sprawa, którą będziemy rozwiązywać przez całą książkę. Mimo to jednak całość bardzo przypadła mi do gustu. Opowiadania są dosyć krótkie i naprawdę szybko je przeczytacie. Można je sobie dawkować albo tak jak ja przeczytać od razu wszystkie na raz. Lupina można polubić i kibicować mu w jego przygodach. Nie brak tutaj także humoru. Główny bohater to sprytny, dowcipny i inteligentny mężczyzna, które nadal pozostaje dżentelmenem.


Na pewno sięgnę po kolejne książki z tym bohaterem. Jeśli spodobał wam się serial Netflixa to myślę, że i książka przypadnie wam do gustu. Czyta się ją z przyjemnością. Idealnie nada się na relaks po ciężkim dni pracy. A ja tymczasem lecę oglądać kolejną część serialu.


Ilość stron (wersja Wydawnictwa Replika): 285

Ilość stron (wersja Wydawnictwa Zysk i S-ka): 310


Za możliwość przeczytania tych książek dziękuję Wydawnictwu Replika oraz Wydawnictwu Zysk i S-ka ;)


Zajrzyjcie na mój profil na Instagramie oraz na Instagram Wydawnictwa Replika oraz Instagram Wydawnictwa Zysk i S-ka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Mrs Black | WS X X X