[805] Recenzja: Czarny żałobnik – Maja Opiłka

0 | Skomentuj

„Nie po to przy śledztwie pracuje kilka osób, by wyłącznie jedna ślęczała nad sprawą”, czyli obiecujący debiut kryminalny.


Po Czarnego Żałobnika sięgnęłam głównie ze względu na ciekawy opis, zwiastujący makabryczny kryminał. Jest to debiut literacki Mai Opiłki, która prywatnie pracuje w Prokuraturze Okręgowej, więc ma doświadczenie w różnych kryminalnych sprawach. Byłam ciekawa, jak wypadnie jej książka.


Skąpana w blasku słońca Warszawa zaczyna tonąć w mroku czarnego żałobnika… Komisarz Adam Kruger i prokurator Alicja Ostrowska stają w szranki z wyjątkowo brutalnym sprawcą. Sprawcą, który upodobał sobie odbieranie życia ofiarom, wykorzystując średniowieczne metody tortur. Morderca wydaje się sterować dochodzeniem, kreując własną grę. Porzuca zwłoki na placach zabaw, a przy ciałach zostawia znak, swój podpis – czarnego motyla rusałkę żałobnik. Z przeszłości ofiar wylewa się niewierność oraz zazdrość. A każde z nich łączy postać terapeutki specjalizującej się w terapii małżeństw. Misternie skonstruowana intryga, błędne koło wzajemnych relacji, bezpodstawne podejrzenia i błędy oceny.
Czy Kruger i Ostrowska, których doganiają demony własnej przeszłości, zdołają odstawić na bok wzajemne niesnaski, by rozwikłać tę skomplikowaną rozgrywkę, zanim kolejna ofiara stanie się pionkiem na tej krwawej szachownicy?
Zanurz się w mrocznym labiryncie ludzkich relacji, gdzie zemsta przeplata się z niewiernością, tworząc intrygującą układankę.


Już sam prolog utwierdził mnie w przekonaniu, że będzie to mroczna opowieść. To dosyć pogmatwana historia, która wymaga większego zaangażowania od czytelnika — łatwo coś przegapić. W Warszawie dochodzi do serii makabrycznych zbrodni, które łączy pewien motyl. Tu poznajemy naszą ekipę śledczą. Na pierwszy plan wysuwa się duet Adam Kruger (komisarz) oraz Alicja Ostrowska (prokurator). Autorka do samego końca wodzi czytelnika za nos i próbuje chaosem ukryć swoje motywy. Widać, że całość jest dosyć dobrze przemyślana, a wątki trzymają się logiki. Wykorzystując średniowieczne metody tortur, Opiłka stworzyła nietuzinkowy klimat, który trzyma w napięciu do ostatniej strony.



Akcja toczy się dosyć dynamicznie — nie ma miejsca na nudę, ciągle coś się dzieje, odkrywamy kolejne tropy. Lektura wciąga od pierwszych stron, a zainteresowanie nie spada do ostatniej kartki. Jedyne co mnie zaczynało irytować w pewnym momencie to ilość wulgaryzmów. Wiem, że w ten sposób zapewne autorka chciała pokazać emocje, jakie towarzyszą naszym bohaterom, jednak im ich więcej, tym coraz bardziej mnie to raziło.




Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona tą książką. Nie spodziewałam się, że ten debiut tak mnie wciągnie. W ogóle nie widać, że Maja Opiłka dopiero rozpoczyna swoją drogę w świcie kryminałów. Autorka stworzyła ciekawą opowieść kryminalną, która trzyma w napięciu. Myślę, że warto zainteresować się tym nazwiskiem. Obyśmy nie musieli długo czekać na kolejną książkę tej autorki (a może i kontynuację Czarnego Żałobnika?).




Ilość stron: 455
Wydawnictwo: INITIUM

 


[804] Recenzja: Sny umarłych – Bora Chung

0 | Skomentuj

„Może i nie wypada mówić źle o zmarłych, ale jemu się akurat należy”, czyli specyficzna literatura azjatycka.


Literatura azjatycka jest specyficzna i nie każdemu przypadnie do gustu. Ja od jakiegoś czasu zaczytuję się w niej i lubię odkrywać kolejne powieści. Są to książki, które wymagają większego zaangażowania do czytelnika. Widząc w zapowiedziach Sny umarłych, wiedziałam, że się na nią skuszę.



Tae-gyeong dowiaduje się, że jego kolega z liceum zginął w wypadku samochodowym. Problem w tym, że bohater otrzymuje tę wiadomość od samego denata, który bezpardonowo wprasza się do jego snu, aby poprosić o niewygodną przysługę. Za zmarłym kolegą, który z czasem zaczyna ingerować także w inne sfery jego życia, ciągnie się szereg niedomkniętych spraw z przeszłości. Widmo (z) lat młodzieńczych, już nie samo, a w towarzystwie smutnej, milczącej kobiety, co noc podsuwa Tae-gyeongowi nowe elementy układanki o feralnym dniu swojej śmierci.
„Sny umarłych” to opowieść o władzy pieniądza, przemocy oraz wstydliwych sekretach, odciskających się lepką, oleistą plamą na sumieniu tych, którzy smutne wspomnienia próbują zostawić za sobą.


Bora Chung to południowokoreańska autorka, która tłumaczy współczesną literaturę polską na język koreański. Jest także wykładowcą na Yonsei University (fani k-dram na pewno kojarzą budynek, ponieważ pojawiał się w wielu serialach). Autorka swoją opowieść oparła na prawdziwych wydarzeniach, ukazując brutalność świata, jaki nas otacza. Mimo że książka napisana jest prostym językiem, to nie jest łatwa do czytania. Sam sposób prowadzenia narracji może nieco wyrywać z rytmu. Historię śledzimy z dwóch perspektyw – Tae-gyonga, który wraca do rodzinnej miejscowości, gdzie bierze udział w pogrzebie dawnego kolegi, oraz Seong-yeon, dziewczyny, która opowiada swoją historię, ale i jednocześnie mówi o Tae-gyongu. Na początku na prawdę można nieco się zagubić w tych perspektywach.



Sny umarłych to połączenie fantastyki z mistycyzmem. Świat zmarłych przedstawiony jest tak dobrze, że tworzy on dosyć przerażający klimat. Nie znajdziecie tutaj wartkiej akcji czy wybuchów niczym z filmów sensacyjnych. Całość może wydawać się dziwaczna i mocno pokręcona, ale autorka w posłowiu nieco wyjaśnia, co chciała przekazać. Bora Chung ukazuje w swojej książce brutalność, przemoc fizyczną, znęcanie się. Nie boi się podejmować trudnych tematów. Ta surrealistyczna opowieść pozbawiona jest większych opisów postaci, czy też miejsc akcji.




Sny umarłych to książka, która na pewno nie każdemu przypadnie do gustu. Myślę, że to dobra lektura dla tych, którzy już kiedyś zetknęli się z literaturą azjatycką, ponieważ jest ona dosyć specyficzna i może wydawać się dziwaczna. Mnie ta powieść wciągnęła i z każdą kolejną stroną napawała coraz większym niepokojem. Na pewno sięgnę po kolejne książki tej autorki.





Ilość stron: 337
Wydawnictwo: Kwiaty Orientu




Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Kwiaty Orientu ;)









[803] Recenzja: Swallow. Nadzieja umiera ostatnia – Aleksandra Muraszka

0 | Skomentuj

„Czasem czujemy coś, czego wcale nie chcemy, ale to nic złego. Każda emocja jest na swój sposób dobra i nie pojawia się przypadkowo”, czyli dziewczyna, która bała się umrzeć i chłopak, który pragnął śmierci.


Po Swallow sięgnęłam spontanicznie – szukałam czegoś, co pozwoli oderwać mi się od cięższych historii, czegoś, przy czym nie będę musiała za dużo myśleć. Mój wybór padł na debiut Aleksandry Muraszki. Autorki dla mnie kompletnie nieznanej. Sama książka to niezła cegiełka — liczy sobie prawie 600 stron. Czy spełniła ona moje wymagania?


Dziewczyna, która bała się umrzeć. I chłopak, który pragnął śmierci.
Haelyn prowadzi spokojne życie. Kiedy inni spędzają wolny czas w głośnym klubie, ona woli zaszyć się w pokoju z książką w ręce. Wciąż dręczona przez bolesne wspomnienia, nie potrafi odnaleźć się w szarej rzeczywistości. Aż do dnia, w którym zupełnie przypadkiem – a może dzięki przeznaczeniu? – na jej drodze staje on.
Rion nie boi się niczego. Zwłaszcza śmierci. Z tą ostatnią ma zresztą dość bliski kontakt. Uwięziony w jednej chwili, która zmieniła wszystko, nie jest w stanie żyć jak dawniej. A wtedy los stawia go przed dziewczyną z wytatuowaną na nadgarstku jaskółką. Czy to spotkanie przyniesie mu nadzieję, czy zgubę?


To książka przeznaczona dla czytelników powyżej 16 roku życia (według wydawcy). Nie jest to łatwa lektura — zawiera liczne wspomnienia o próbach samobójczych, opisy ataków paniki czy też zmaganie się z depresją. Dlatego myślę, że faktycznie jest to opowieść dla nieco starszej młodzieży. Sama historia dosyć szybko wciąga. Jest napisana lekkim i prostym językiem, dzięki czemu szybko się ją czyta. Nie wymaga od czytelnika większego zaangażowania, a jednak podejmuje trudne tematy, o których często głośno się nie mówi. Akcja nie pędzi tutaj niczym rollercoaster, raczej skupiamy się na emocjach bohaterów i problemach, z którymi walczą niż na wybuchowej fabule.



Były momenty, gdzie przewracałam oczami na zachowania bohaterów. Nieco irytował mnie upór Riona i jego zachowaniem oraz niektóre słowa, które wypowiadał. Miałam problem z nim przez większość książki. Nie polubiłam go. Jego relacja z Haelyn jest dziecinna i niezdrowa. Sięgając po tę książkę, myślałam, że będzie to jednotomowa opowieść i teraz zastanawiam się, o czym będą kolejne tomy. Myślę, że ta książka jest trochę za długa — pełno w niej zapychaczy akcji, które nic nie wnosiły do relacji głównych bohaterów.



Swallow to dla mnie książka, która pozwoliła mi się oderwać od problemów życia codziennego. To powieść lekko przegadana. Zdecydowanie dla starszej młodzieży (ze względu na tematykę i pewne sytuacje). Widziałam wiele pozytywnych recenzji tej powieści (na lubimyczytać.pl ma 8,4 gwiazdek), więc myślę, że warto samemu przeczytać i przekonać się, czy to coś dla was.


Ilość stron: 575
Wydawnictwo: Jaguar


Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Jaguar ;)








Zajrzycie na mój profil na Instagramie oraz na profil Wydawnictwa Jaguar :)











[802] Recenzja: Pomoc domowa. Sekret – Freida McFadden

1 | Skomentuj

„A ja poszłam swoją drogą, lżejsza o jedną buteleczkę digoksyny”, czyli powrót bestsellera.


Freida McFadden to autorka wielu książek. Dla mnie to drugie spotkanie z jej twórczością — wcześniej czytałam Zamknięte drzwi, którą dobrze wspominam. Sekret to drugi tom serii z Millie Calloway, która kilka miesięcy temu podbiła bookstagram. Ja nie czytałam pierwszego tomu i przed lekturą drugiego przejrzałam jedynie kilka recenzji Pomocy domowej.


Nowa pomoc domowa w penthousie Douglasa Garricka ma jeden zakaz. Nie może zaglądać do sypialni, w której przebywa obłożnie chora żona pracodawcy. Mille woli dostosować się do tej zasady, nie ryzykować utraty posady. Ma przecież sekret, który musi zachować.
Skupia się na swych zadaniach – sprzątaniu luksusowego apartamentu, gotowaniu wymyślnych posiłków w lśniącej kuchni. W ciszy robi swoje, aż dostanie to, czego chce.
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie odgłos płaczu pani Garrick. I fakt, że nikt nigdy jej nie widuje. W przeciwieństwie do śladów krwi na koszulach nocnych, które pomoc domowa znajduje podczas prania. Przejęta Millie w końcu puka do drzwi sypialni. A gdy te lekko się uchylają, widzi coś, co odmienia wszystko.



Po wielu fantastycznych opiniach nastawiałam się na trzymający w napięciu thriller. Początek jednak nieco ochłodził moje oczekiwania. Akcja toczy się dosyć spokojnie. Jednak im dalej, tym coraz bardziej pochłonęła mnie fabuła. Autorka zręcznie manipuluje czytelnikiem, rzucając mu pod nogi liczne kłamstwa i intrygi, które zwodzą za nos. Należy się skupić, ponieważ sama opowieść jest dosyć skomplikowana i łatwo można coś przegapić. Jednym z minusów tej książki jest jej główna bohaterka — Millie. Ta kobieta jest naprawdę irytująca. A do tego jej naiwność nie ma granic. Działa irracjonalnie, a jej przemyślenia są niekiedy zbędne i zapychają akcję. Wątek romansowy jest tutaj zupełnie niepotrzebny i wielokrotnie przewracałam oczami, gdy się pojawiał.


Mimo że historia opiera się na motywach, które każdemu fanowi thrillerów są już dobrze znane, to autorka ratuje się nieprzewidywalnymi twistami fabularnymi. Książkę czyta się błyskawicznie. To praktycznie lektura na jeden dłuższy wieczór. Nie jest to może coś oryginalnego, ale dostarczy wam kilka godzin rozrywki.


Sekret to thriller psychologicznych jakich wiele na naszym rynku. Pierwsza część odniosła wielki sukces (kiedyś muszę po nią sięgnąć), a drugi tom zbiera mieszane opinie. Dla mnie to książka, przy której spędziłam miło czas. Bez większych fajerwerków, ale i nie nudziłam się. Myślę, że świetnie się sprawdzi dla osób, które próbują swoich sił w tym gatunku. Lekka, niezobowiązująca opowieść, która potrafi wciągnąć czytelnika. Nie czytałam pierwszego tomu i mimo to udało mi się ogarnąć, o co chodzi w Sekrecie, dlatego możecie spokojnie czytać bez znajomości poprzedniej książki.


Ilość stron: 390
Wydawnictwo: Czwarta Strona


Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona :) 
 
© Mrs Black | WS X X X