[736] Recenzja: Rzeźnik i strzyżyk – Alaina Urquhart

0 | Skomentuj

„[...] w chwili zagrożenia strzyżyk potrafi przechytrzyć nieprzygotowanego drapieżnika i go pokonać”, czyli on poluje na swoje ofiary, ona poluje na niego.



Rzeźnik i strzyżyk to debiutancka powieść Alainy Urquhart. Bardzo lubię książki pisane z perspektywy mordercy, dlatego nie wahałam się przed sięgnięciem po tę opowieść. Nie wiedziałam, czego się spodziewać po tej autorce, ale byłam dobrej wiary.


Coś mrocznego czai się w luizjańskim bagnie: metodyczny morderca z zamiłowaniem do eksperymentów medycznych ciężko pracuje nad swoją najbardziej wstrząsającą zbrodnią, kpiąc z władz, które desperacko próbują go dogonić.
Ale patolożka sądowa, doktor Wren Muller, jest najlepsza. Uzbrojona w encyklopedyczną wiedzę na temat historycznych zbrodni i wieloletnie doświadczenie w pracy w prosektorium, nigdy nie spotkała się z zagadką, której nie mogłaby rozwiązać. Aż do teraz. Sprawa za sprawą piętrzą się na stole sekcyjnym Wren i wkrótce zostaje ona wciągnięta we wszechogarniający pościg za brutalnym mordercą, który z dnia na dzień staje się coraz bardziej bezczelny.


Autorka na co dzień współprowadzi popularny program „Morbid: A true crime podcast” oraz pracuje w prosektorium, więc ma spore doświadczenie i śmiało wykorzystuje je w swojej powieści. Akcja toczy się dosyć dynamicznie, nie ma miejsca na nudę. Można wyczuć, że jest to debiut literacki — jej styl jest dosyć nierówny: raz tworzy piękne zdanie, a następnym razem proste, niedopracowane. Główną bohaterkę można polubić i kibicować jej. Za jej pośrednictwem Urquhart przekazują swoją wiedzę. Ciekawą postacią jest również John Lerouxa, śledczy, który skrywa jeszcze wiele tajemnic, o których nie mamy pojęcia. Akcję śledzimy z dwóch perspektyw — głównej bohaterki Wren Muller oraz mordercy, dzięki czemu doskonale wiemy jakie emocje nimi kierują.


Rzeźnik i strzyżyk to historia na jeden wieczór. Przeczytacie ją błyskawicznie, a wartka akcja nie pozwala się od niej oderwać. To książka, której nie odłożycie, póki nie poznacie zakończenia. Fabuła jest ciekawa i dobrze poprowadzona. Napięcie z każdą kolejną stroną wzrasta, a samo zakończenie było dla satysfakcjonujące.


Rzeźnik i strzyżyk to dobry debiut i jestem ciekawa kolejnych książek tej autorki. Może nie jest to zbyt odkrywcza książka, ale naprawdę dobrze mi się ją czytało oraz dostarczyła mi rozrywki. Jeśli szukacie lekkiej i wciągającej historii na wieczór, to ta opowieść na pewno się sprawdzi.


Ilość stron: 269
Wydawnictwo: Czwarta Strona


Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona :) 

[735] Recenzja: Thunderhead – Neal Shusterman

0 | Skomentuj

„Na zawsze pozostaniemy ofiarami naszej własnej mądrości”, czyli kontynuacja bestsellerowego cyklu Żniwa śmierci.



Thunderhead to drugi tom cyklu Żniwa śmierci. Jakiś czas temu miałam przyjemność zapoznać się z pierwszym tomem – Kosiarze i po jego lekturze nie mogłam się doczekać kontynuacji. Możecie kojarzyć tę powieść pod innym tytułem – Kosodom – w 2018 roku po raz pierwszy została wydana w Polsce. Myślę, że przed sięgnięciem po Thunderhead, lepiej zapoznać się z Kosiarzami.



Po Zimowym Konklawe Citra i Rowan rozdzielają się. Obydwoje czują, że skostniałe struktury Kosodomu wymagają gruntownych zmian, ale każde z nich ma inny plan działania.
Citra będzie próbowała walczyć z zepsuciem od środka. Trzyma się blisko swojej mentorki, sędzi Curie, i zyskuje szacunek wśród kosiarzy. Tymczasem Rowan staje się mrocznym bohaterem, kosiarzem Lucyferem, który samozwańczo wymierza sprawiedliwość – używając ognia, niszczy skorumpowanych kosiarzy, niegodnych pełnionej w społeczeństwie funkcji.
Obydwoje zdają sobie sprawę z tego, że są zbyt słabi, by wygrać z tak zwanym „nowym porządkiem” w Kosodomie. Przyglądający się wszystkiemu z boku Thunderhead znajduje sposób, aby skontaktować się z Rowanem. System to jedyny na tyle mądry byt, który mógłby rozwiązać dramatyczne problemy tego pozornie doskonałego świata.


Świat przedstawiony w tej książce może wydawać się światem idealnym. Nie ma w nim głodu, chorób, wojen, biedy i śmierci (gdy zginiesz, mogą cię ożywić). Właściwie nie ma w nim żadnych problemów. Jednak w każdym planie idealnym jest haczyk. Tym haczykiem są Kosiarze, którzy zajmują się uśmiercaniem ludzi, by zlikwidować problem przeludnienia. Gdy oni wkroczą, człowiek umiera naprawdę i już nigdy nie zostanie ożywiony. Pierwszy tom świetnie wprowadził nas w świat wykreowany przez Neala Shustermana. W drugiej części to sztuczna inteligencja jest głównym bohaterem – Thunderhead. Poznajemy jej przemyślenia. To ona rządzi tym światem, a my możemy się dowiedzieć o niej nieco więcej.


Dystopia przedstawiona w tej powieści jest mroczna, a taka wizja przyszłości staje się przerażająca dla czytelnika. Wciągnęłam się tę historię równie szybko, jak to miało miejsce przy Kosiarzach. Autor potrafi zainteresować czytelnika od pierwszych stron. Sama fabuła rozwija się powoli, ale nie brak w niej niespodziewanych zwrotów akcji. Świat jest coraz bardziej rozbudowywany i naprawdę nie mogę się doczekać, jak to wszystko się zakończy. Ma w sobie coś, co przyciąga do niej. Spędziłam z nią kilka przyjemnych godzin. Książka liczy ponad 500 stron, ale myślę, że warto poświęcić jej nieco więcej czasu. Jest tego warta.


Żniwa śmierci to kawałek dobrej fantastyki, która zachęca do siebie oryginalnym tematem. Cliffhanger na końcu tej opowieści sprawia, że będę z niecierpliwością wyczekiwać kolejnego tomu. Jeśli szukacie dobrej powieści fantastycznej, to polecam sięgnąć po ten cykl. Na pewno znajdzie się w mojej liście najlepszych książek tego roku.


Ilość stron: 574
Wydawnictwo: Uroboros (Grupa Wydawnicza Foksal)


Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Uroboros ;)









[734] Recenzja: Wiedźmy z Dechowic i Liga Niezwykłych Dżentelmagów

0 | Skomentuj

„Nowy rozdział w historii Lucyny Kornikowej rozpoczął się od tego, że Lucyna Kornikowa umarła”, czyli wielki powrót wiedźm z Dechowic.


Wiedźmy z Dechowic powracają z drugim tomem szalonej opowieść fantasy. To moje drugie spotkanie z Piotrem Jedlińskim. Pierwszy tom czytało mi się bardzo dobrze. Lubię takie opowieści — pełne magii, wierzeń ludowych i folkloru. Myślę, że najlepiej zacząć swoją przygodę z Dechowicami od pierwszego tomu, który świetnie wprowadza nas w szalone życie bardzo starych wiedźm. Jednak jeśli sięgniecie po Ligę niezwykłych dżentelmagów najpierw, to myślę, że raczej połapiecie się w najważniejszych kwestiach fabuły (ale warto nadrobić pierwszy tom).


Wiedźmy z Dechowic powracają w nowej przygodzie, podczas której zagrożona jest nie tylko ich malutka wieś, ale natura całej rzeczywistości.
Pewnego ranka jedna z lokalnych wiedźm, Lucyna Kornikowa, zostaje uznana za martwą. Jednak co do szczegółów jej zgonu krążą po wsi sprzeczne doniesienia. O dziwo, najwięcej w tej sprawie miałaby do powiedzenia sama denatka, gdyby tylko ktokolwiek wysłuchał jej opinii – ale mieszkańcy Dechowic wydają się głusi na apele wielce żywej i wielce zagniewanej Kornikowej. Jak gdyby wszyscy sąsiedzi padli ofiarą uroku o szerokim polu rażenia. Nawet reszta Siostrzeństwa, czyli Mirka, Michalina i Elżbietka, jest święcie przekonana, że ich kochana siostra po wiedźmowym fachu dotarła do kresu swojego żywota.
Cztery starsze panie, mierząc się z magiczną klątwą, wpadną na trop większej tajemnicy. Niekontrolowane pływy mocy rozejdą się po świecie, powołując do istnienia stwory, które powinny zostać w sferze wyobraźni. W ramach tour de Europe do Polski zawitają Córy Nilu, legendarne egipskie wiedźmy, których historia sięga początków cywilizacji. Bohaterki zetkną się ponadto z magusami, uważającymi się za zdobywców astralnego Świata Idei, a kryzysowa sytuacja wymusi zawarcie sojuszy bez precedensu…
Piotr Jedliński ponownie zabiera nas w podróż do niesamowitego świata współczesnych czarownic, podczas której zostaniemy nie tylko rozbawieni, zaskoczeni, a nawet przerażeni, ale również wstrząśnięci i zmieszani.
Ta nietuzinkowa opowieść fantasy o czterech nieokiełznanych wiedźmach zapewni każdemu magiczną jazdę bez trzymanki.




W tym tomie powracają bohaterowie znani z poprzedniej części, ale pojawią się także nowi. Humor nadal zajmuje tutaj wysokie miejsce, dzięki czemu historię czyta się z uśmiechem na ustach. Tym razem wieś żyje plotką o śmierci Lucyny Kornikowej — każdy przedstawia inną wersję tego, jak zginęła, ale sama zainteresowana ma się całkiem dobrze. Jedyną osobą, która nie wierzy w jej śmierć, jest Antek (wnuk Mirki). To właśnie razem z nim będą próbowali dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego uznają ją za zmarłą.


Liga niezwykłych dżentelmagów zabiera nas w podróż do mitycznych wierzeń Egiptu. Znajdziecie w niej pełno magii, ludowych wierzeń, istot nie z tego świata oraz... filozofii. Autor sporo czasu poświęcił na filozoficzne rozważania. Fabuła wydaje się nieco za bardzo rozwleczona — książka liczy ponad 600 stron i niektóre wątki można byłoby skrócić bez straty dla akcji.


Wiedźmy z Dechowic są niezłomne, a życie wciąż rzuca im pod nogi przeszkody, z którymi muszą walczyć. Nie brak tutaj absurdalnych wydarzeń, ale naprawdę szybko można polubić te emerytki. Spora dawka humoru i sarkazmu sprawdziła, że mile spędziłam z nią kilka godzin. Wiedźmy z Dechowic to lekka, niewymagająca większego zaangażowania lektura, w której dużo się dzieje. Pozwoli oderwać się choć na chwilę od rzeczywistości. Autor miał pomysł na tę powieść i jestem ciekawa kolejnych jego książek. Jeśli szukacie lekkiej i zabawnej historii z wątkami fantastycznymi, to Liga niezwykłych dżentelmagów na pewno spełni wasze oczekiwania.




Ilość stron: 632
Wydawnictwo: INITIUM


[733] Recenzja: Recenzja: Nasze mroczne serca – Melissa Albert

0 | Skomentuj

„Nawet pod strumieniem wody miałam oczy szeroko otwarte, nagle tak mając dosyć tajemnic, że nie byłam w stanie znieść ciemności”, czyli odkrywanie tajemnic przesiąkniętego Chicago z lat dziewięćdziesiątych.


Melissa Albert to autorka cyklu The Hazel Wood, który czytałam jakiś czas temu. Były to naprawdę ciekawe opowieści, dlatego nie wahałam się przed sięgnięciem po jej kolejną książkę. Nasze mroczne serca to powieść dla młodzieży z wątkami fantastycznymi.


Wracając nocą z imprezy siedemnastoletnia Ivy i jej wkrótce były chłopak mało nie przejeżdżają nagiej, młodej kobiety stojącej na środku wysadzanej drzewami drogi. To dopiero pierwsze z serii coraz bardziej upiornych wydarzeń i ofiar: martwy królik na podjeździe, dziwaczna mikstura zakopana przez jej matkę w ogrodzie, trzymane w sejfie rodziców pudełko z pamiątkami z dzieciństwa. Najbardziej niepokojące okazuje się jednak to, że z pomocą chłopaka z sąsiedztwa do głosu dochodzą skorodowane wspomnienia o Ivy i przeszłości jej enigmatycznej matki.
A jeśli matka Ivy jest kimś więcej niż się wydaje na pierwszy rzut oka? A jeśli siły nadprzyrodzone, z którymi zadarła, kiedy sama była nastolatką wróciły, aby prześladować je obie? Ivy musi stawić czoła tym pytaniom i nie tylko im, jeśli zamierza uciec przed zamykającym się wokół niej mrokiem.
Przeskakując miedzy współczesnym podmiejskim miasteczkiem i przesiąkniętym magią Chicago z lat dziewięćdziesiątych, ta urzekająca i wciągająca historia prowadzi do zakończenia, które z pewnością długo nie pozwoli czytelnikowi zasnąć.




Opis zwiastował ciekawe połączenie współczesności z mrocznym magicznymi klimatem. Historię śledzimy z dwóch perspektyw — Ivy (teraźniejszość) oraz jej matki (przeszłość). W życiu dziewczyny zaczynają dziać się dziwne rzeczy — martwy królik na podjeździe, spotkanie z nagą kobietą na drodze, tajemnicze mikstury jej matki. Ivy zaczyna drążyć i zastanawiać kim tak naprawdę jest jej matka. Magia w tej książce jest mroczna i zawsze ma swoją cenę. Jest niebezpieczna i upomni się o swoje. Z każdej strony czuć czyhającą grozę. Z każdą kolejną stroną robi się coraz bardziej tajemniczo. Ivy krok po kroku będzie rozwiązywać zagadki, które doprowadzą ją do prawdy. To historia o matce i córce, miłości i zdradzie, przyjaźni i trudnych relacjach.




Sam język jest lekki i prosty, dzięki czemu książkę czyta się błyskawicznie. Autorka potrafi zaskoczyć czytelnika i sprawić, że będzie się zastanawiał „co będzie dalej?”. Historia trzyma w napięciu, a jej największym plusem jest wykreowany przez Albert duszący, mroczny klimat. Nasze mroczne serca na pewno sprawdzą się jako odskocznie od czegoś poważniejszego i cięższego. Dostarczy wam kilka godzin dobrej rozrywki. Wciąga od pierwszych stron. Książka kierowana jest głównie do młodzieży, ale i osoby starsze mogą znaleźć w niej coś dla siebie.


Ilość stron: 366
Wydawnictwo: Must Read


Za możliwość przeczytania tej książki  dziękuję Wydawnictwu Must Read (Media Rodzina) :)










[732] Recenzja: Vamps. Świeża krew – Nicole Arend

0 | Skomentuj

„Z cichym drżeniem, przypominającym trzepot skrzydeł nietoperza, rozpłynęli się w powietrzu. Poza porzuconymi stertami bagaży na placu nie było już po nich śladu”, czyli kolejna opowieść ze znanymi schematami.

Dawno już nie czytałam książki, gdzie bohaterami są wampiry (w ogóle takich opowieści niewiele czytałam), a sam opis Vamps mnie zaciekawił, więc postanowiłam skusić się na dzieło Nicole Arend. Autorka uwielbia takie klimaty, jest wielką fanką powieści takich jak Zmierzch, Pamiętniki Wampirów czy też Czysta krew. Czy w jej książce czuć podobieństwa do tych serii?


Główny bohater – osiemnastoletni Dillon Halloran – jest pół wampirem, pół człowiekiem, czyli dhampirem. Mieszka z ojcem na głębokiej irlandzkiej prowincji i nie zdaje sobie sprawy z tego, że oprócz świata zwykłych śmiertelników istnieje mroczna, tajemnicza rzeczywistość, w której rządzą wampiry. Nie może uwierzyć, kiedy ojciec oświadcza mu, że ma rozpocząć naukę w wyjątkowej szkole – akademii wampirów w Albinen, w szwajcarskich Alpach. To życzenie jego matki – pochodzącej ze znamienitego rodu tajemniczej wampirzycy, która z niewyjaśnionych przyczyn zniknęła tuż po jego urodzeniu.

Albinen to elitarna akademia, przeznaczona dla wybranych, najlepszych (i najbogatszych) potomków wielkich wampirzych rodów. Dillon początkowo nie odnajduje się w tym „światowym” towarzystwie i to nie tylko dlatego, że ma niewielkie pojęcie o wampirzej etykiecie i brak mu pieniędzy, ale też dlatego, że nie ma bladego pojęcia o piciu krwi, lataniu, wampirzych walkach i politycznych rozgrywkach. Wie tylko, że jako mieszaniec – dhampir – jest wyjątkowy, jest atrakcją, a zarazem dziwolągiem, który ma stanowić przedmiot tajnych badań.


Pierwsza część książki jest dosyć powolna — mało akcji, tempo ślamazarne i wiało nudą. Później okazało się, że właściwie cała książka będzie toczyć się powoli. Dopiero na koniec mamy nieco bardziej dynamiczną akcję. Vamps przypominają mi Akademię Wampirów autorstwa Richelle Mead. Czytałam tę serię dosyć dawno temu, a jednak wiele podobieństw znalazłam pomiędzy nimi. Autorka zaprasza nas do elitarnej akademii w Alpach Szwajcarskich. Tam szkolą się wampiry, a teraz również i półwampir, nasz główny bohater.


Bardzo dużo postaci w tej książce sprawiło, że do końca nie wiedziałam tak naprawdę, kto jest kim, jakie relacje łączą go z innymi. Żaden z bohaterów nie zdobył mojej sympatii, w większości byli oni nijacy i często mnie irytowali. Całość mocno inspirowana Zmierzchem, Czystą Krwią, Akademią Wampirów — niektóre sprawy zostały ściągnięte z tych dzieł. Vamps to książka o życiu szkolnym wampirów. To właściwie byłoby na tyle. Brak tutaj większych emocji i tajemnic. Całość toczy się leniwie i w pewnym momencie opowieść ta staje się nużąca. Sporo niedociągnięć fabularnych, brak logiki, oklepane motywy i niedopracowany świat.




Vamps to pierwszy tom serii, ale ja raczej nie sięgnę po kolejne. Autorka zbyt mocno inspirowała się innymi, przez co zabrakło miejsca na oryginalność. W książce nie mamy również wartkiej akcji, która sprawiłaby, że nie mogłabym się od niej oderwać. Sprawdźcie sami czy jest to opowieść dla was. Ja znam znacznie lepsze książki o wampirach.



Ilość stron: 381
Wydawnictwo: Jaguar



Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Jaguar ;)






Zajrzycie na mój profil na Instagramie oraz na profil Wydawnictwa Jaguar :)









© Mrs Black | WS X X X