Lilly Mielthown przedstawia "Rozdział 4"
- Kończymy i idziemy na plażę - uśmiechnął się.
Zarzuciła na ramiona ciepły, zielony sweter, splotła palce z Ulyssesem. On mruknął pod nosem combiato locus. Pojawili się nad lodowatą taflą szumiącego morza, a przed bolesnym upadkiem uchroniło ich to, że Lyss mocniej ścisnął jej dłoń. Na nieszczęście Cory, puścił ją i gruchnęła w zimną wodę, a on zawisł tuż nad nią. Szatynka nawet nie używała magii, tylko złapała go za kostkę i wciągnęła za sobą. Oboje trzęśli się z zimna. Coralie go chlapała, a on przysuwał się coraz bliżej, by objąć jej drobną sylwetkę i złożyć pocałunek na sinych ustach.
- Chodź, przeziębisz się - szepnął jej do ucha.
- Trzeba było mnie nie puszczać - pokazała mu język i chlapnęłą wodą w twarz.
Nie zdążył przymrużyć oczu i teraz go zapiekły.
- Erigo - mruknął i wyniósł się w powietrze. - Wyłaź - zawołał do niej z góry.
- Oszust - machnęła ręką i zawisła z nim ramię w ramię. Osuszyli się i wylądowali na białym piasku. Położyli się, a jej włosy wymieszały się z jasnymi ziarenkami.
- Kocham cię - mruknęła w jego tors, a ciepłe powietrze musnęło lekko wilgotną koszulę. Ulysses tylko pogłaskał jej włosy w odpowiedzi. Nie musiał mówić nic. Leżeli tak razem przytuleni, gdy poczuł, że Cora trzęsie się z zimna.
- Idziemy do domu, co? - zbadał ją wzrokiem. Te jej piękne, zielone oczy były szkliste i zmęczone. Pokręciła przecząco głową, ale Lyss już podjął decyzję. Przyłożył dłoń do jej czoła - rozpalone. Ależ był na siebie zły. Przecież mógł zauważyć, że już w domu nie czuła się najlepiej.
Teleportował ich do swojej sypialni.
- Lyss, nie - zobaczył w jej oczach zaciętość, lecz nic sobie z tego nie zrobił.
- Oczywiście, że tak. Jesteś chora i będziesz tu leżeć - wskazał na wielkie hebanowe łoże z baldachimem i czarną, jedwabną pościelą.
Kategoria: Romans, Fantasy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz