„Wdychał świeży zapach budynku, w którym stał, i poczuł strach, bo wiedział, że nowe dzwony nie zabrzmią dość głośno, by zagłuszyć jego rozpacz”, czyli literatura piękna i skandynawskie legendy.
Wydanie tej książki od razu rzuca się w oczy i kusi wszystkie okładkowe sroki (do których należę i ja). Siostrzane dzwony to książka należąca do literatury pięknej i choć nie sięgam często po ten gatunek, to jednak ta historia w pewnym stopniu mnie urzekła.
Odkąd najstarsi mieszkańcy Butangen sięgają pamięcią, nad wioską rozbrzmiewały Siostrzane Dzwony. Mówiono, że kryją w sobie pradawną moc i ostrzegają ludzi przed niebezpieczeństwem. Zostały odlane na pamiątkę niezwykłych syjamskich sióstr Halfrid i Gunhild Hekne przez ich ojca, pogrążonego w żałobie po ich śmierci. Dzwony umieszczono na wieży starego drewnianego kościoła, pamiętającego jeszcze czasy pogańskie.
Życie w Butangen toczyło się spokojnym rytmem, do wsi rzadko przybywał ktoś nowy, aż w 1880 roku parafię objął młody, ambitny pastor, który postanowił wprowadzić wieś w nowe czasy. Przywiązani do odwiecznych tradycji mieszkańcy w większości odnosili się do duchownego z podejrzliwością. Dla Astrid, młodej dziewczyny z rodu Hekne, był on jednak kimś wspaniałym, fascynującym, kto sprawił, że zapragnęła innego życia. Może nawet mógł stać się kimś więcej... Kiedy jednak pastor zadecydował o rozebraniu i przeniesieniu starego kościoła i sprowadził do Butangen niemieckiego architekta, by przygotował kościół i dzwony do podróży do dalekiego Drezna, dziewczyna poczuła się zdradzona…
Bo czy można wywieźć do obcego kraju Siostrzane Dzwony, tak ściśle związane z wioską i rodem Astrid? I kim naprawdę jest ten architekt, tak utalentowany i wrażliwy, który otwiera serce przed dziewczyną? Astrid uświadamia sobie, że stoi przed niełatwym wyborem, a od jej decyzji zależeć będzie cała jej przyszłość…
Przenosimy się do XIX wieku, gdzie pogańskie i nordyckie wierzenia mieszają się z chrześcijaństwem. W małej wiosce pojawienie się aż dwóch nowych osób jest prawdziwą sensacją. Całość zbudowana jest na legendzie. Bardzo lubię klimatyczne opowieści, których akcja toczy się w Skandynawii. Tutaj mamy Norwegię i piękno jej górskiego klimatu. Autor opowiada o sztuce, wychwytuje cuda natury i architektury. Autor zabiera nas w podróż po biedzie i ubóstwie, życiu codziennym w XIX-wiecznej miejscowości, zabobonach i legendach. Siostrzane dzwony mają niepowtarzalny klimat, a towarzyszące nam napięcie nie odpuszcza do ostatnich stron.
Początek był dla mnie dosyć ciężki – dużo szczegółowych opisów – i już myślałam, że się wynudzę... ale jednak im dalej tym opowieść coraz bardziej mnie wciągała. Ten mozolny wstęp i brak dynamicznej akcji może zniechęcać. Z minusów warto też wspomnieć, że autor bardzo szczegółowo opisuje naturę, architekturę i pogodę, co w pewnym momencie może czytelnika wynudzić.
Siostrzane dzwony wydają się książką nierównomierną, rozwlekłą, ale jest to na pewno opowieść napisana pięknym językiem i jeśli poświęci się jej więcej czasu, to na pewno oczaruje was klimatem skandynawskich krajobrazów. Jest to powieść, gdzie akcja toczy się powoli, by na koniec przyśpieszyć. Przed nami jeszcze dwa tomy i jestem ciekawa, co nastąpi dalej, dlatego mam nadzieję, że zostaną one wkrótce wydane. Książka Siostrzane dzwony powinna się spodobać fanom Była sobie rzeka, Trzynasta opowieść czy też Pieśń o Achillesie.
Ilość stron: 480
Wydawnictwo: Otwarte
Premiera: 23 lutego 2022 r.
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz