Po książkę Sama w Tokio sięgnęłam, licząc, że będzie to ciekawy reportaż po Japonii. Od kilku lat interesuję kulturą azjatycką i z wielką przyjemnością sięgam po opowieści z nią związane. Maria Machytkova to dziennikarka i pisarka. Od 2017 roku mieszka w Japonii.
Dziennikarka Marie Machytková kreśliła znaki hiragany, szukając metody na odstresowanie, tymczasem dość nieoczekiwanie… znalazła miłość: zakochała się w kulturze Japonii – i ta fascynacja wywróciła jej życie do góry nogami.
Jak daleko może zaprowadzić niewinna decyzja o nauce kaligrafii?
Dlaczego Japonia ma moc niszczenia i ratowania jednocześnie?
I jak to jest być zupełnie samą w obcym świecie, w którym nawet uścisk dłoni jest intymnym gestem?
To bardzo osobista opowieść o japońskich tradycjach i obyczajach, codziennym życiu w Tokio i pułapkach czyhających na turystów w Kraju Kwitnącej Wiśni. Autorka nie unika tematów trudnych, pisze otwarcie o podejściu Japończyków do seksualność, a także o problemach młodego pokolenia, rozdartego pomiędzy kulturą Wschodu i Zachodu.
To było coś zupełnie innego, niż się spodziewałam. Ta opowieść to zapis życia i forma terapii dla autorki. Opowiada nam ona o swoich trudnościach, traumach, samotności i wielkich marzeniach. Jest do bólu szczera w swojej biografii. To miała być książka o Tokio, ale mam wrażenie, że więcej tutaj Pragi niż Kraju Kwitnącej Wiśni. Nastawiałam się na reportaż o Japonii, a dostałam wszystko inne. Owszem znajdą się tutaj momenty, kiedy to Maria Machytkova opowiada o zwyczajach panujących w Tokio, o zakupach, o relacjach międzyludzkich i fenomenie kwitnących wiśni. Znajdziecie tutaj kilka smaczków i to właśnie jest to, o czym chciałabym, żeby była cała książka.
Pozostała część mnie znudziła i czytałam tylko po to, by znaleźć wreszcie jakieś wzmianki o Japonii. Można zauważyć, że autorka jest zafascynowana kulturą, językiem i wszystkim tym, co jest japońskie. Jednak gdyby skupiła się tylko na tym, to byłaby to naprawdę dobra książka. Tytuł nieco nie odzwierciedla treści. W Samej w Tokio praktycznie nie ma Tokio. Szkoda, bo to właśnie momenty opisujące Japonię są najlepiej napisane. Wszystko poza tym jest nieco przytłaczające i dołujące.
Sama w Tokio to książka opowiadająca historię życia Marii Machytkovej, w którym gdzieś w tle znajdziemy Japonię. Dla mnie za dużo jest w niej przeżyć wewnętrznych i biografii niż reportażu, na który liczyłam. Rozczarowałam się, bo opis zwiastował ciekawą książkę. Jeśli liczycie na opowieść o Tokio, to możecie się trochę przeliczyć.
Ilość stron: 394
Wydawnictwo: Znak Koncept
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Znak :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz