Wieża świtu to szósty tom Szklanego Tronu i zarazem przedostatni. Patrząc na dwa ostatnie tomy, miałam wiele obaw — głównie związanych z ich objętością. Długo też zwlekałam, aby w końcu po nie sięgnąć — wiedziałam, że zajmie mi to dużo czasu. Sarah J. Maas stworzyła cykl fantasy, który się stał bestsellerem. Po wielu latach odkładania go na później, w końcu udało mi się po niego sięgnąć.
Chaol Westfall i Nesryn Faliq wyruszają w podróż do starego i pięknego miasta Antica. Były kapitan Gwardii Królewskiej ma nadzieję, że któraś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme przywróci mu władzę w nogach. Czy pełna nienawiści do Adarlanu Yrene nawiąże więź z Chaolem i zdoła mu pomóc? Uleczenie to jednak tylko część planu. Na tronie zasiada wszechpotężny kagan, a sojusz z nim jest w stanie odmienić losy wojny wiszącej nad Erileą.
Wydarzenia z Wieży Świtu dzieją w tym samym czasie co akcja Imperium burz (poprzedniego tomu). W tej części główne skrzypce wiedzie Chaol — obserwujemy jego walkę ze swoimi demonami i wraz z biegiem fabuły jego zmianę. Nie ma w tym tomie Aelin, co myślę, że dobrze zrobiło tej serii. Sam początek jest nieco powolny (tak do połowy książki), ale im dalej tym akcja nabiera tempa. Fabuła toczy się w zupełnie innym regionie, co daje nam możliwość poznania Południowego Kontynentu, gdzie panuje upalny klimat.
Możecie się zastanawiać czy warto czytać tę książkę, skoro nie ma tutaj Aelin. Myślę, że warto, ponieważ wnosi nieco świeżości do tego świata. Możemy też lepiej zrozumieć Chaola i Yrene. Nie jest to zbyt dynamiczna opowieść, ale uchyla nam nieco więcej informacji na temat Valgach i ich magii. Pojawia się także kilka nowych bohaterów.
Największą wadą tej książki jest jej długość. Rozwleczone opisy, które do niczego nie prowadzą, sprawiają, że wielokrotnie je pomijałam, szukając akcji. Można śmiało wyciąć z połowę stron, a opowieść na niczym by nie straciła. Pierwotnie seria rozpoczęła się dwanaście lat temu, a mimo to nadal zbiera nowych czytelników. Język jest lekki, całość nie wymaga jakiegoś większego zaangażowania ze strony czytelnika. Praktycznie w każdym tomie tej serii trzeba przebrnąć połowę stron, by akcja w końcu się na dobre rozpoczęła. Mam u siebie ostatni tom, który już zaczęłam czytać zaraz po zakończeniu tego, by dalej pozostać w temacie. W międzyczasie czytam też inne książki, bo jest to jednak dosyć potężna seria — ostatni tom liczy 1241 stron.
Ilość stron: 847
Wydawnictwo: Uroboros
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz