[380] Recenzja: Witamy w Ballyfrann – Deirdre Sullivan





 „Fikcja niczym bluszcz oplata rzeczywistość. Skrywa to, co złe, faworyzując to, co dobre.”, czyli pomysł był, ale gdzieś się zmył.

Sięgając po Witamy w Ballyfrann, oczekiwałam mrocznej zagadki i tajemnic. Okładka jest bardzo klimatyczna (jednak ta oryginalna podoba mi się dużo bardziej!). Lubię czytać fantastykę i chętnie po nią sięgam.


Mroczna i pełna magii opowieść o siostrzanej miłości I poświęceniach, na jakie się zdobywamy, by chronić naszych najbliższych.


Bliźniaczki Madeline i Catlin przenoszą się do Ballyfrann, położonego na górskim odludziu miasteczka cieszącego się złą sławą – od wielu pokoleń dochodzi tu do tajemniczych zaginięć dziewcząt. Stare zamczysko, a którym teraz mieszkają, też nie sprawia wrażenia miejsca nadmiernie przyjaznego…

Z sióstr Catlin zawsze była tą bardziej przebojową, a Maddy przywykła do życia w jej cieniu. Jednak przeprowadzka do Ballyfrann wszystko zmienia – Catlin odnajduje miłość, Maddy zaś zaczyna odkrywać w sobie potężne moce, których istnienia wcześniej nie przeczuwała. Czeka ją wyprawa w głąb samej siebie, jeśli chce pomóc siostrze, której grozi, że to dziwne miasteczko skradnie jej coś znacznie cenniejszego niż serce. Czeka ją także wyprawa w przeszłość swojej rodziny – a to niekoniecznie bywa przyjemne…


Ludzka dusza jest jednak pełna tajemnic. To, co z pozoru wydaje się słuszne i dobre, okazuje się groźniejsze, niż się im wydawało.


Witamy w Ballyfrann to w oryginale Perfectly Preventable Deaths, co decydowanie lepiej brzmi niż nasz polski tytuł, który w ogóle nie przypadł mi do gustu. Sama historia też nie do końca mnie zachwyciła. Owszem klimat miasteczka i jego sekrety są tutaj dużym plusem. To jednak zabrało mi tego czegoś. Pomysł na fabułę był, ale gorzej z wykonaniem. Autorka w ogóle nie bardzo zagłębiała się w swoich bohaterów, przez co niewiele o nich wiemy i jakoś nie specjalnie można ich polubić. Jedynie Maddy może wzbudzić sympatię. Reszta w głównej mierze irytuje.

Książka jest dosyć dziwna i raczej nie każdemu się spodoba. Przez pierwsze sto stron w ogóle nie mogłam wczuć się w lekturę i odłożyłam ją na jakiś czas. Gdy powróciłam do niej, nadal nie mogłam się przekonać i tak zostało aż do końca. Autorka dużo czasu poświęca na nastoletnie dramaty i przemyślenia, od których głowa może rozboleć. Dialogi są miejscami strasznie sztywne i nic nie wnoszą do fabuły. Niestety spodziewałam się czegoś lepszego, tutaj nic mnie nie zachwyciło.


Witamy w Ballyfrann to książka młodzieżowa, która może znużyć czytelnika. Główne bohaterki są nijakie. Catlin niezmiernie mnie irytowała – pusta dziewczyna, która pragnie tylko poznać jakiegoś faceta i się z nim przespać. Dawno już żadna bohaterka nie wywołała u mnie takiej irytacji.

Całość jest dosyć powolna. Dopiero pod koniec akcja nabiera rozpędu. Gdyby cała książka była w podobnym stylu to na pewno byłaby ona dużo lepsza. Podsumowując, jest to bardzo dziwna książka, w której znajduje się kilka drastycznych scen (z udziałem zwierząt). Przez większość książki nudziłam się i dosyć opornie mi się ją czytało. Pomysł był, ale gdzieś się zmył.


Ilość stron: 367

Wydawnictwo: IUVI

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu IUVI ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Mrs Black | WS X X X