„Wtedy zrozumiał, że starzy ludzie mają rany, których nie widać.", czyli oryginalna fabuła i nietuzinkowi bohaterowie.
Trik zdecydowałam się przeczytać, gdy zobaczyłam wiele pozytywnych opinii. Sam opis także mnie zaintrygował. Oczekiwałam dobrej i zabawnej powieści. Czy Trik spełnił moje oczekiwania?
Wielki Zabbatini, czarodziej sceny, prestidigitator, gwiazda „czarnej magii”, siedzi zgorzkniały w swoim domu w Los Angeles i oczekuje już tylko tego, co nieuniknione. Dawno utracił wiarę w magię życia.
Na drugim końcu miasta jedenastoletni Max wymyka się przez okno swojego pokoju, by odnaleźć wielkiego czarodzieja. Chłopiec wierzy, że tylko mag ze swoimi czarami może sprawić, by jego rodzice się nie rozwiedli…
Owszem w powieści znajdziecie sporo humoru, a także „czarnego humoru”, który bardzo lubię i nie przeszkadza mi on w książkach. Historię śledzimy dwutorowo. Z jednej strony mamy Moszę, który narodził się przed pierwszą wojną światową. Z drugiej jest Max, który chcąc uniknąć rozwodu swoich rodziców wyrusza na poszukiwanie czarodzieja. Mamy tutaj dwa zupełnie inne światy i czasy (Mosza żyje w czasie pierwszej wojny światowej, a Max we współczesnym Los Angeles). Autor nie ucieka od trudnych tematów takich jak holokaust oraz cierpienia dzieci. To są tak naprawdę dwie oddzielne historie opowiadające o życiu chłopców. Niby nic ich nie łączy, ale im dalej zagłębiamy się w lekturze, tym one coraz bardziej się zazębiają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz