„Kiedy usiłujemy ukryć nasze najskrytsze uczucia, zdradzamy się całym sobą”, czyli klasyk sciene-fiction.
Diuna to klasyk powieści science-fiction. Ostatnio ponownie zrobiło się o niej głośno dzięki filmowi o tym samym tytule, który wyreżyserował Denis Villeneuve. W osadzie tego filmu znalazły się takie gwiazdy jak Timothee Chalamet, Rebecca Ferguson, Jason Momoa, czy też Zendaya. Jedynych film zachwycił, innych zanudził. A jak jest z książką?
Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu. Z rozkazu Padyszacha Imperatora planetę przejmują Atrydzi, zaciekli wrogowie władających nią dotychczas Harkonnenów. Zwycięstwo księcia Leto Atrydy jest jednak pozorne – przejęcie planety ukartowano. W odpowiedzi na atak Imperium i Harkonnenów dziedzic rodu Atrydów Paul staje na czele rdzennych mieszkańców Diuny i sięga po imperialny tron. Oszałamiające połączenie przygody oraz mistycyzmu, ekologii i polityki.
Jakoś przed ekranizacją nie ciągnęło mnie do tej książki, która ma rzeszę fanów. Diuna to niezła cegiełka – liczy bowiem prawie 800 stron. Czytałam ją dosyć długo nie tylko ze względu na objętość. Muszę przyznać, że nie była to łatwa lektura. Wymagała ona zaangażowania i pomimo tylu lat od premiery w swoim gatunku wiedzie prym. Muszę przyznać, że początkowo trudno było mi się wbić w tę historię i te pierwsze sto stron strasznie wymęczyłam. Trudno także polubić tutaj bohaterów, ponieważ poznajemy ich bardzo powoli. Są oni też trochę tacy drętwi, a dialogi momentami zupełnie nijakie.
Całość jest pełna rozważań i rozmyślań, które mnie trochę nudziły. Nie lubię, jak akcja stoi w miejscu, a tutaj niestety często się to zdarzało. Myślę, że całość jest za bardzo rozwleczona, przez co strasznie się ona ciągnie. Cieszę się, że w książce znajduje się mapka Arrakis oraz terminologia Imperium, bo bez tego na pewno bym się zgubiła.
Diuna to książka bardzo wymagająca i dla fanów science fiction na pewno będzie wisienką na torcie. Nie potrafię jednogłośnie stwierdzić czy Diuna mnie porwała. Jestem gdzieś tak w połowie pomiędzy zachwytem a znudzeniem. Z jednej strony świat wykreowany przez Franka Herberta jest niezwykle ciekawy, to jednak to czekanie, aż zacznie się coś dziać, może zniechęcać. Książka zbiera praktycznie same pozytywne opinie, dlatego myślę, że warto samemu przekonać się na własnej skórze, jakie odczucia u was wywoła. Ja raczej nie planuję czytać kolejnych części.
Ilość stron: 784
Wydawnictwo: Rebis
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Domu Wydawniczemu REBIS ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz