[398] Recenzja: Bezludna wyspa – M. A. Bennett

 „Pomimo zatkanego piaskiem gardła udam mi się wykrztusić kilka pierwszy taktów Ody do Radości. Fakt, że hymn naszej szkoły ułożone do tej melodii, już nie mógł mi jej zepsuć. Moi szkolnictwa koledzy nie żyli. Wszyscy zginęli. I jak tu nie świętować?!”, czyli Robinson Crusoe według M. A. Bennett.

Bezludna wyspa to moje drugie spotkanie z M. A. Bennett. W tamtym roku przeczytała S. T A. G. S. i byłam zadowolona z lektury, więc nie wahałam się przed sięgnięciem po najnowszą książkę tej autorki. Jest zupełnie nową historią, więc spokojnie możecie ją przeczytać bez znajomości S. T. A. G. S.


Link dopiero co przeprowadził się z Ameryki i nie jest mu łatwo zaaklimatyzować się w prestiżowej szkole z tradycjami Osney. Kto mógł się spodziewać, że trzeba będzie zrozumieć tak wiele dziwacznych tradycji? I co to za szkoła, w której o hierarchii wśród uczniów decyduje czas przebieżki wokół szkolnego boiska – nawet jeśli to niezwykle stare boisko? Osiągnąwszy najgorszy od wielu lat wynik w tej konkurencji, Link od razu staje się pośmiewiskiem całej szkoły. Niektórzy uczniowie szczególnie się zawzięli, żeby uprzykrzyć mu życie...


Kiedy pojawia się pomysł wyjazdu na szkolną wycieczkę, Link uważa, że nie mogłoby go spotkać nic gorszego niż dobrowolne skazanie się na spędzenie wolnego czasu ze swoimi prześladowcami. Kusząco brzmi ultimatum rodziców: będzie mógł opuścić szkołę Osney – na zawsze – tylko wtedy, gdy weźmie udział w tym wyjeździe. Link decyduje się zacisnąć zęby i jakoś przetrwać te kilka dni, żeby zdobyć wymarzoną nagrodę. Jednak ta wycieczka będzie wymagać szczególnego rodzaju wytrzymałości. Mówi się, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą – ale co się stanie, jeśli na takiej wyspie wyląduje grupa nastolatków, którzy nie żywią do siebie szczególnej sympatii? Kiedy dokuczy im upał, głód i pragnienie, wszyscy pokażą swoją prawdziwą twarz. Niech się zacznie rozgrywka...


Całość przypomina mi trochę serial Lost czy też Robinsona Cruzoe i Władców much. Autorka także wielokrotnie w swojej powieści przywołuje kultowe powieści, filmy i seriale. Książka jest podzielona na osiem płyt — Oda do radości (Ludwig van Beethoven), Nowhere Man (The Beatles), Survivour (Destiny's Child), Light My Fire (The Doors), Gimme Shelter (The Rolling Stones), Rocket Man (Elton John), Message in a Bottle (The Police) oraz By the Sleepy Lagon (utwór tytułowy Płyt z bezludnej wyspy radia BBC). Postacie z tej historii bardzo często nawiązują do popkultury. 


Bardzo podobał mi się portret psychologiczny bohaterów. Książka jest pełna stereotypów — szczególnie na temat życia w liceum — mamy tutaj nerda, który jest nękany przez sportowców. Największy problem mam z głównym bohaterem, który jest właśnie tym nerdem, a teraz otrzymał szansę na odegranie się na swoich oprawcach. Ale im dalej tym pojawia się coraz więcej sprzeczności względem tej postaci. Z ofiary sam staje się... oprawcą. Momentami miałam wrażenie jakby idealnie nadal się na psychopatę. Myślę, że lata nękania w szkole odbiły się na jego zdrowiu psychicznym, co idealnie pokazuje współczesne problemy nastolatków i to jaki mają one wpływ na przyszłość.




Całość prezentuje się bardzo dobrze i potrafi zainteresować czytelnika. Opowieść spodoba się fanom młodzieżówek. Liczne nawiązania do dzieł literackich, muzyki, filmów i seriali urozmaicają powieść. Do gustu przypadło mi również wydanie tej książki — ma tajemniczą okładkę, a środku ma również ładne akcenty graficzne. Bezludna wyspa to lekka i przyjemna lektura, która idealnie sprawdzi się pomiędzy bardziej wymagającymi lekturami.




Ilość stron: 439

Wydawnictwo: Media Rodzina


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Mrs Black | WS X X X