" [...] znaki są tworzone przez ludzi, którzy szukają schematów i odpowiedzi - w sobie oraz na swój temat - a tak naprawdę nic nie znaczą”, czyli nowa powieść Ruth Ware.
Śmierć pani Westaway to moje drugie spotkanie z Ruth Ware. Już kilka jej książek zostało wydanych w Polsce. Ja mam za sobą Grę w kłamstwa oraz Pod kluczem. Wiedziałam już mniej więcej, czego mogę spodziewać po tej autorce.
Hal, młoda tarocistka, rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy. Nadal nie może pogodzić się ze śmiercią matki. Ponadto, człowiek, od którego pożyczyła sporą sumę, chce odzyskać swoje należności.
Gdy Hal otrzymuje tajemniczy list, wydaje się, że jej sytuacja może się poprawić. Dowiaduje się z niego, że jej babcia – Hester Westaway – mieszkająca w ogromnej posiadłości w Kornwalii, zmarła. Ta wiadomość budzi wątpliwości Hal. Jest przekonana, że jej dziadkowie nie żyją już od ponad dwudziestu lat. Mimo że nie może w to uwierzyć, czuje, że powinna pojawić się na pogrzebie i odczytaniu testamentu. To może być dla niej szansa na duży zastrzyk pieniędzy.
Fabuła nie jest zbyt oryginalna i momentami książka można przynudzać. Mam problem z książkami Ruth Ware. Są one dla mnie za przewidywalne i zawsze czuję niedosyt oraz nudzę się podczas lektury. Są one niby w porządku, ale bez większych zaskoczeń. Szybko się je czyta i równie szybko o nich zapomina. Brak mi tutaj napięcia, tajemnic i wyczekiwania jak to wszystko się zakończy. Wspomnianego gotyckiego klimatu praktycznie tutaj nie zobaczycie.
Śmierć pani Westaway to nużąca i przewidywalna historia. Był potencjał, ale coś tutaj nie wyszło. Nie jest to ani wciągający thriller, ani mrożący krew w żyłach kryminał. Liczyłam na coś więcej i rozczarowałam się. Pod kluczem prezentowała się dużo lepiej. Przy niej ta książka wypada po prostu kiepsko.
Ilość stron: 478
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz