[561] Recenzja: Almond – Sohn Won-pyung

„Rodzice wiążą z dziećmi wielkie nadzieje. Ale gdy te się nie spełnią, zaczynają chcieć, żeby dzieci były zwyczajne. Myślą, że to łatwe. Tymczasem, synu, bycie zwyczajnym to najtrudniejsza rzecz na świecie”, czyli książka o braku emocji, a mimo to sama wywołuje ich mnóstwo.


Almond to debiut literacki Won-Pyung Sohn, który zachęcił mnie do siebie opisem, który zwiastował ciekawą i oryginalną opowieść. Zbiera ona fantastyczne opinie i wiele osób się nią zachwyca. Jeszcze nie czytałam książki napisanej przez południowokoreańską autorkę. Czy faktycznie jest tak dobra, jak wszyscy mówią?


Yunjae urodził się z aleksytymią, która utrudnia mu odczuwanie takich emocji jak strach czy złość. Nie ma przyjaciół: zadbały o to dwa neurony w kształcie migdałów umiejscowione głęboko w mózgu. Oddane matka i babcia dbają o chłopca ze wszystkich sił. Ich mały dom jest pełen kolorowych samoprzylepnych karteczek ze wskazówkami, kiedy należy się uśmiechać, kiedy powiedzieć „dziękuję”, a kiedy się ukłonić.

Nagle w Wigilię Bożego Narodzenia i szesnaste urodziny Yunjae wszystko się zmienia. Barbarzyński akt przemocy, który dotyka mamę i babcię, niszczy świat chłopaka. Osamotniony i zszokowany Yunjae doznaje kolejnego wstrząsu: do szkoły przybywa niespokojny nastolatek Gon i zaczyna się nad nim znęcać.

Nieoczekiwanie oprawca i ofiara dowiadują się, że mają więcej wspólnego, niż sądzili. Gon jest zaskoczony beznamiętnym spokojem Yunjae, podczas gdy Yunjae myśli, że jeśli pozna porywczego Gona, nauczy się doświadczania prawdziwych uczuć. Nawiązuje się zaskakującą przyjaźń.

A kiedy Gon znajdzie się w niebezpieczeństwie, to Yunjae wyjdzie poza strefę komfortu, by stać się być może najbardziej nieprawdopodobnym bohaterem.


Gdy skończyłam tę książkę, musiałam chwilę się nad nią zastanowić. Przeczytałam ją na raz w ciągu półtorej godziny i żegnając się z bohaterami, wiedziałam już, że ta książka znajdzie się wśród najlepszych, jakie przeczytałam w tym roku. Nie jest to obszerna opowieść – liczy nieco ponad 200 stron. Rozdziały są dosyć krótkie (niektóre nie zajmują nawet strony), dzięki czemu czyta się ją naprawdę szybko. Od początku historia Yunjae, który nie odczuwa emocji, mnie zaintrygowała. Chłopiec nie wie, co oznacza złość, smutek, radość czy też miłość. To aleksytymia sprawia, że chłopiec jest dosyć samotny i traktowany przez innych jako ktoś dziwny. Często uważany jest za psychola. Jego mama oraz babcia starały się nauczyć go reagować na pewne sytuacje, by mógł wpasować się do przyjętych wzorców zachowań w społeczeństwie. Niestety, wkrótce zostaje on zupełnie sam (Babcia zostaje zabita, a mama zapada w śpiączkę).


Nasz główny bohater nie odczuwa emocji, ale książka sama w sobie jest ich pełna. To ile cierpienia spotkało tego chłopca, na pewno u wielu wywoła współczucie. Całkowitym przeciwieństwem Yunjae jest Gon, który tych emocji ma aż za dużo. Ta dwójka jest idealnym przykładem, że przeciwieństwa jednak mogą ze sobą współpracować. Obserwujemy jak ich przyjaźń (a może i coś więcej? Tłumaczka na język angielski w swojej notce na końcu książki wspomina, że ona widzi tutaj zalążki czegoś więcej), to, w jaki sposób pomagają sobie nawzajem, nawet nie wiedząc, że właśnie to robią. Historię śledzimy z perspektywy Yunjae, co nam daje narrację dosyć oziębłą.


Almond to historia o nastolatku, który chciałby coś poczuć i jego przyjacielu, który nic nie chciałby czuć. Jest opowieść o trudach nastoletniego życia, pierwszych miłościach, prześladowaniu ze strony rówieśników i trudnych wyborach. Na pewno jest to książka, która zostanie ze mną na dłużej. Almond to jedna z najlepszych opowieści, jakie przeczytałam w tym roku.



Ilość stron: 221

Wydawnictwo: MOVA (Wydawnictwo Kobiece)


Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Mova (Wydawnictwu Kobiecemu) ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Mrs Black | WS X X X