[764] Recenzja: The Long Game – Elena Armas

„Życie to nie bułka z masłem. Życie jest trudne. Czasami wygrywasz, a często przegrywasz. Ale to tylko wynik jednego meczu. Upadacie, a potem podnosicie się i gonicie za... pucharem małej ligi”, czyli kolejna powieść Eleny Armas.


Elena Armas podbiła bookstagrama książką The Spanish Love Deception, którą w tamtym okresie widziałam dosłownie wszędzie. Jednak nie skusiła mnie na tyle, bym się nią zainteresowała. Może jeszcze kiedyś nadrobię. Kilka miesięcy później została wydana w Polsce jej kolejna książka — The American Roommate Experiment. Wydaje mi się, że szał na nią był nieco mniejszy (albo po prostu mnie ominął). Dopiero teraz postanowiłam się skusić na twórczość Armas, sięgając po jej najnowszą książkę — The Long Game. Nie jestem fanką romansów, czy też komedii romantycznych, ale postanowiłam dać jej szansę. Jak wypadła?

Adalyn Reyes ma idealnie zaplanowany każdy dzień: wstaje o świcie, jedzie do siedziby drużyny piłkarskiej Miami Flames, ciężko pracuje, wraca do domu. Kiedy nagranie jej starcia z maskotką drużyny wycieka do internetu i staje się wiralem, ta rutyna się kończy. Właściciel klubu nie zwalnia Adalyn, tylko daje jej nowe zadanie – by odzyskać dobre imię, ma odbudować drużynę Green Warriors.
Sęk w tym, że klub jest w Karolinie Północnej, jego zawodnicy trenują w strojach baletowych, hodują kozy i… są dziewięciolatkami. Na szczęście w miasteczku przebywa Cameron Caldani, znany bramkarz, który mógłby pomóc Adalyn wprowadzić drużynę do wyższej ligi. Jednak po fatalnym pierwszym spotkaniu (słowa klucze: kogut, zderzak, noga Camerona) dziewczyna raczej nie ma co liczyć na współpracę. Ale jest zdeterminowana, by z niesfornych dzieciaków zrobić gwiazdy piłki nożnej – z pomocą Cama lub bez niej.


Sięgając po The Long Game, nie miałam żadnych oczekiwań. Liczyłam po prostu na dobrą rozrywkę, która pozwoli mi się oderwać od rzeczywistości. The Long Game mogę śmiało określić jako klasyczną komedię romantyczną, której akcja rozgrywa się w małym miasteczku. Fabuła jest szablonowa i od początku wiemy, jak się ona zakończy. Główna bohaterka, Adalyn, nieco mnie irytowała swoim zachowaniem. To typowa silna dziewczyna, która nie poddaje się bez walki. Jednak swoim opryskliwym charakterem szybko mnie zmęczyła. Z drugiej strony mamy byłego bramkarza, gbura (i kociarza), który planuje spokojnie spędzić resztę życia w tym małym miasteczku. Oba charaktery ścierają się ze sobą, tworząc mieszankę wybuchową i dostarczając nam wiele scen typowych sprzeczek i dogryzania.

Podobał mi się klimat tej opowieści. Bardzo lubię, gdy akcja dzieje się w małych miasteczkach, gdzie społeczeństwo trzyma się razem. Zielone Wojowniczki na pewno podbiją serca wielu czytelnikom. Autorka serwuje nam tutaj sporo zabawnych i nieprawdopodobnych sytuacji, ale w końcu to jest komedia. Sama piłka nożna (która przecież wnosząc po opisie, jest tutaj bardzo ważnym elementem) została potraktowana po macoszemu. Mecze odbywają tylko w tle. Utarte schematy nieco nudziły, liczne powtórzenia autorki męczyły, a opisy sprawiały, że dosyć często przewracałam oczami.




Jeśli jesteście fanami komedii romantycznych, to myślę, że The Long Game przypadnie wam do gustu. To prosta, niewymagająca większego zaangażowania od czytelnika historia. Całość można określić jako slow burn. Książka zbiera praktycznie same pozytywne recenzje, więc myślę, że warto samemu przekonać się, czy to historia dla was. Dla mnie była to chwilowa odskocznia od problemów życia codziennego, do poczytania pomiędzy poważniejszymi książkami.


Ilość stron: 461
Wydawnictwo: Otwarte



Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu Otwarte ;)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© Mrs Black | WS X X X